poniedziałek, 26 października 2015

Chapter Six

Stoimy ramię w ramię
Kiedy Twój cień krzyżuje się z moim.


Następny poranek mógł oznaczać tylko jedno. Poniedziałek. Znienawidzony dzień tygodnia wszystkich uczniów jak i nauczycieli. To nie tylko dzień, w którym zaczyna się straszliwy tydzień wszelakiej nauki, czy pracy. To też czas, gdy nagle mimo wszystkich przeciwności trzeba zmierzyć się z wstaniem z łóżka. Tak, to faktycznie najlepsze określenie. Pomijając to, że już nie miałam siły od wczorajszego spotkania z Lukiem, to jeszcze byłam skazana na ciągle trajkoczącą Megan. Naprawdę nie dawałam sobie rady.

Właśnie jechałam z przyjaciółką do szkoły. Opierałam się o szybę samochodu jej ojca, myśląc o rozmowie z Lukiem. Od wczoraj, przyłapywałam się, na ciągłym myśleniu o nim. Nie mam pojęcia dlaczego tak mnie zaintrygował. Okej, cofam to o czym właśnie pomyślałam. Luke jest zadufanym w sobie dupkiem, a do tego wszystko co powiem odbiera dwuznacznie.
W końcu dojechałyśmy do znienawidzonego przez nas miejsca. W pewnym momencie, siadając na ławce przed szkołą razem z Megan, zauważyłam jak mój rodzony brat idzie za szkołę, razem z jakimś chłopakiem. Nie zważając na to, co powie przyjaciółka od razu pobiegłam w tamtą stronę. Usłyszałam ściszone głosy. Jeden należał do mojego brata, a drugiego nie znałam.
- Masz te kluczyki? - mruknął chłopak w kapturze. Troy rzucił mu je do ręki i podał - jak na moje oko - sporą sumę pieniędzy. Zauważając, jak obydwoje kierują się do wyjścia przed szkołę, czym prędzej stamtąd uciekłam, na szczęście nie zostając zauważona przez żadnego z nich. Gdy wróciłam na ławkę, którą jeszcze przed chwilą dzieliłam z przyjaciółką - nikogo nie było.
- Olivia! - usłyszałam za sobą głos, dlatego z szybkością błyskawicy odwróciłam się, zauważając Troya.
- Czego chcesz? - mruknęłam niezbyt zadowolona jego obecnością. Ani trochę nie cieszyłam się z tego, że go widzę. Nie odezwał się do mnie ani razu, odkąd wyniosłam się z domu. Bolało mnie to, i dalej boli.
- Przepraszam, Liv - położył ręce na moich ramionach. - Wiem, że jesteś na mnie zła...
- A mam nie być? - przerwałam jego wytłumaczenie. Chłopak westchnął zrezygnowany. - No właśnie.
Nie patrząc nawet na to czy brat idzie za mną ruszyłam w kierunku szkoły. Nie było sensu z nim rozmawiać. Nie teraz.


- Oliviaaaaa - usłyszałam piskliwy głos mojej przyjaciółki.
- Hm? - odwróciłam się w jej kierunku.
- Musimy porozmawiać. Poważnie! - zapiszczała, co chociażby w małym stopniu mogłoby podrażnić moje bębenki, jednak w porę zdążyłam się odsunąć.
- Okej, więc o co chodzi? - spytałam zaciekawiona. Dawno nie widziałam Megan takiej rozpromienionej. Coś musiało się stać.
- Idziemy do starbucks'a, muszę ci coś opowiedzieć! - pociągnęła mnie w stronę wcześniej wspomnianej kawiarni.
Chwilę po wejściu i zajęciu miejsc, Meg poszła zamówić nam kawę, a ja zaczęłam rozmyślać ad tym co powiedziała.
"Musimy porozmawiać. Poważnie!"
"(...) muszę ci coś opowiedzieć!"
Nic z tego nie rozumiałam. Co ona mogła mi powiedzieć? Przecież wiem o niej dosłownie wszystko, ponieważ wszystko mi mówi. Chyba, że coś ukrywa. Chociaż ona nigdy nie wytrzymałaby nie mówiąc mi czegoś, zawsze mi wszystko mówiła.
- Mów, bo dłużej nie wytrzymam! - naskoczyłam, gdy tylko przyjaciółka zbliżyła się do stolika.
- No wiesz... - zaczęła, a moje serce nagle się zatrzymało. - Umawiam się z kimś od półtora miesiąca.
- CO?! - wstałam z nadmiaru emocji, nawet zostałam upomniana przez kelnerkę stojącą za ladą. - Czemu mi nie powiedziałaś?!
- Um... Jakoś nie było okazji - broniła się.
- Ale mogę go poznać, prawda? - zmieniłam swój ton głosu, teraz mówiłam do niej bardziej podekscytowana niż zła.
- Oczywiście, Olivia! - zaśmiała się donośnie. - W sobotę wieczorem może być?
W odpowiedzi pokiwałam ochoczo głową.
Moja przyjaciółka znalazła sobie chłopaka!

- Mam prośbę - znów usłyszałam głos Megan, tym razem bardziej zaniepokojony. O co tu chodzi? Ma humory jak kobieta w ciąży.
A może jest w ciąży?
Właśnie stwierdziłam, że jestem chora psychicznie.
- Co tym razem? - mruknęłam wpatrując się w ekran telefonu oraz pijąc miętową herbatę.
- Przyrzeknij, że odpowiesz mi na to pytanie - powiedziała podejrzliwym tonem, co nie powiem - wywołało u mnie dreszcze.
- Mhm - odpowiedziałam upijając kolejny łyk.
- Skąd masz tą malinkę na szyi? - wpatrywała się we mnie intensywnie, z powagą wymalowaną na twarzy. Zakrztusiłam się herbatą i zaczęłam kaszleć.
- Jaką malinkę?
- Olivia Elizabeth Ross.
- Powiem ci w swoim czasie, Megi - obiecałam.
Albo nie.



Kilka dni później nadszedł piątek. Kochałam ten dzień tygodnia. Weekend, co kilkutygodniowy wyścig. Moje ulubione zajęcie. Wreszcie nie musiałam siedzieć przed ekranem komputera, czy mojego telefonu, tylko wyszłam do świata realnego. Zaraz, nie powiedziałam, że tego chcę! To Troy dzwonił do mnie i prosił, żebym pojawiła się na dzisiejszym wyścigu. Zgodziłam się.
Ostatnim  razem, gdy widziałam Luke'a był poniedziałek, ponieważ odwoziłam jego samochód z naprawy pod jego dom. Później już więcej mnie nie napastował, czy nie wysyłał jakichś SMS'ów. Wreszcie czułam się nadzwyczaj bezpiecznie, a teraz przygotowywałam się na wyścig, który tym razem ma odbyć się przy starym tartaku. Staram się nie zawracać sobie głowy Lukiem, choć wiem, że też się pojawi, a myśleć o tym, że poznam chłopaka mojej przyjaciółki. Nie mogę się tego doczekać, bo Megan nigdy nie miała chłopaka i nigdy nie przedstawiała go nikomu, tym bardziej mnie czy swoim rodzicom.
Pół godziny później jechałam już z Troy'em jego samochodem na ulicę, gdzie mają odbyć się zawody. Moje serce jak zwykle biło przyspieszonym tempem, a w moich żyłach płynęła adrenalina pomieszana z krwią. Gdy dojechaliśmy, brat od razu podszedł do swojego najwierniejszego przyjaciela, czyli Dylana, mając mnie już głęboko w dupie. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, udałam się do Jamesa, który stał niedaleko i obserwował uważnie wszystkie elementy pod maską jakiegoś z zawodników.
- Cześć, James! - przywitałam się.
- O! Aniołek też jest! - zaśmiał się i mnie przytulił. - Podobno wyprowadziłaś się z domu?
- Dawno i nieprawda - uniosłam kąciki ust ku górze. - A tak serio, to faktycznie tak jest. Mieszkam chwilowo u Megan.
- Chwilowo? - uniósł brwi, a ja przytaknęłam. - No wiesz... jak chcesz to możesz się u mnie zatrzymać. Mieszkam sam, a mam dużo rachunków. Najwyżej dorzucałabyś parę groszy i już.
- Mówisz serio?
- Jasne.
- O nie, kocham cię James! - przytuliłam go.
- Wiem, wiem - wybuchnął śmiechem. - Możesz się wprowadzić nawet dzisiaj. Po wyścigu.
- Zgoda! - przybiliśmy "żółwika", po czym poszłam po piwo dla obojga z nas.

Szłam z alkoholem w stronę tłumu, gdzie zebrało się pół miasta (jak nie więcej) i szukałam wzrokiem Jamesa.
- Szukasz mnie? - usłyszałam za sobą znajomy głos, na który wzdrygnęłam się i zacisnęłam mocno powieki.
Luke.
- Czego chcesz? - warknęłam. Nie mam siły na rozmowy z nim, uwierzcie mi. Myślałam, że wyjechał... Miało być tak pięknie.
- Kulturalnie rozmawiam z przyjaciółką - uśmiechnął się, ukazując rząd swoich zębów.
- Nie jestem twoją przyjaciółką - syknęłam.
- Jeszcze - zaśmiał się cicho. - O popatrz kto idzie!
Odwróciłam się w stronę, w którą popatrzył blondyn. W naszą stronę szły cztery osoby. Rozpoznałam w nich przyjaciół Luke'a, dlatego starałam się nie patrzeć w tamtą stronę.
- Olivia? - usłyszałam ten rozpoznawalny piskliwy głos Megan.
- Meg? Co tu robisz?
- Przyszłam z moim chłopakiem. Calumem.
Czy ja śnię?

_
TAK OTO POWSTAŁ ROZDZIAŁ 6, który zajął mi więcej czasu niż się spodziewałam...
Do następnego skarby!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz