wtorek, 8 grudnia 2015

WAŻNE

Nie przychodzę dzisiejszego wieczoru rozdziałem a nawet dobrymi wiadomościami. Otóż, jak wiecie nienawidzę się/czegoś tłumaczyć, więc przejdę do konkretów. I z ciężkim sercem muszę powiedzieć (napisać), że na chwilę obecną:
ZAWIESZAM BLOGA
Mnie też nie podoba się ta sytuacja, ale niestety tak zrobię, ponieważ (tu zaczyna się mój wywód):
- nie ma tutaj wcale komentarzy, z czego jestem niezmiernie smutna (bo przecież nie zła)
- widzę, że coraz mnie osób tutaj zagląda (i mam nadzieję, że uda mi się to naprawić)
Wiem, że nie czyta się tego miło, dlatego już na tym zakończę i zapytam Was, moi czytelnicy:
CZY JEST SENS PISAĆ TO OPOWIADANIE DALEJ?
Ponieważ ja juz sama nie wiem co mam o tym myśleć. Napiszcie proszę co o tym myślicie, bo to naprawdę nie będzie mieć sensu, jeśli będę tutaj zupełnie sama. Czekam na WASZE opinie i wtedy razem pomyślimy co z tym zrobić. Na razie napiszę tu w wolnym czasie kilka rozdziałów.
Piszcie, skarby a może coś z tego będzie!
Kocham Was, pamiętajcie!

niedziela, 15 listopada 2015

Chapter Seven

Więc obudź
Swoje śpiące serce


Mówiąc, że jestem zdziwiona to mało powiedziane. Moja szczęka w tym momencie prawdopodobnie dotykała ziemi. Patrzyłam na Megan jakby była nie z tego świata. Czy ona mi tego nie mogła wcześniej powiedzieć?!
- C-Co? - moje oczy wyglądał pewnie jak pięciozłotówki.
- Miałam ci go przedstawić juro, ale skoro widzimy się już dzisiaj... - zaświergotała, po czym pocałowała chłopaka. - Musimy też poważnie pogadać. Nie mówiłaś, że chodzisz z Lukiem.
- CO?! - wydarłam się. - Ja z nim nie chodzę! To ten idiota łazi za mną jakiś miesiąc i nie chce dać mi spokoju! - ryknęłam wskazując ręką na Hemmings'a.
- Kochanie, uspokój się - wspomniany blondyn przerzucił rękę przez moje ramiona. Szybko jednak ją strzepnęłam.
- Nie denerwuj mnie - warknęłam na niego. - Chodź, wrócimy do domu - tym razem powiedziałam do przyjaciółki.
- Za chwilę wyścig, poczekamy aż się skończy - uśmiechnęła się.
- Po wyścigu idziemy do ciebie po moje rzeczy. Przeprowadzam się, nie będę ci siedzieć na głowie.
- Olivia! Nie siedzisz mi na głowie, zwariowałaś?
- Nie ważne, nie chcę wam przeszkadzać - prychnęłam.
- Gdzie masz zamiar się przeprowadzić?
- Do James'a - wzruszyłam ramionami.
- Okej, czyli wolisz mieszkać z chłopakiem niż ze swoją najlepszą przyjaciółką od urodzenia? - parsknęła śmiechem.
- Możemy porozmawiać na osobności zamiast przy nich? - zdenerwowałam się, niespecjalnie zwracając uwagę na słowo "chłopak", które mogło zabrzmieć co najmniej dwuznacznie.
- Jeśli chcesz ze mną porozmawiać to przy nich. Ufam im.
Teraz to ja się roześmiałam. Ona znała tego całego Calum'a i jego przyjaciół jakiś miesiąc i już zaczęła im ufać? No proszę, ludzie...
Na szczęście w porę przyszedł James ratując mnie z tej chorej sytuacji.
- Cześć, Megan - przywitał się lekko uśmiechając, a dziewczyna odpowiedziała mu tym samym. - Idziesz, Liv? Zaraz zaczynamy zabawę.
- Jasne - zaśmiałam się, a brunet objął mnie w pasie i wreszcie udało mi się opuścić całą piątkę.
Ku mojemu zaskoczeniu wyścig wygrał nie ktoś inny jak Luke Hemmings we własnej osobie. Mam nadzieję, że nie muszę mówić, jaki wściekły był mój brat, ale nie tylko on, bo i ja byłam zła. Na szczęście potem już nie musiałam oglądać jego cholernej buźki, której miałam naprawdę dość. Tak na marginesie to wolałam trzymać się od niego z daleka.
I tak ci się nie uda.
Ugh, nienawidzę mojej podświadomości.

Późnej nocy już po wyścigu szłam razem z Megan do jej mieszkania po swoje rzeczy. Na kilka kilometrów można było wyczuć jej złość, która unosiła się w powietrzu. Jednak brunetka niewzruszona nadal twardo stąpała po ziemi jakby nic się nie stało. Wiedziałam, że za chwilę wybuchnie. Przyjaciółka zawsze była jak tykająca bomba, w każdej chwili mogły puścić jej nerwy i wierzcie lub nie - nie byłoby to  w żadnym stopniu przyjemne, a wręcz przeciwnie. W takich momentach jak ten, zaczynam współczuć ludziom, którzy musieli być w takiej sytuacji, w jakiej ja miałam znaleźć się dosłownie za moment.
Po przekroczeniu progu domu, dziewczyna jak przypuszczałam naskoczyła na mnie.
- Więc o co chodzi, hm? Jesteśmy same, teraz możesz mówić - prychnęła.
- Po co? I tak mi nie uwierzysz! Przecież ufasz bardziej temu skurwielowi niż mi! - zaczęłam wpychać rzeczy do swojej walizki.
- Nie nazywaj tak mojego chłopaka! - warknęła wściekła.
- Nie mówię o nim tylko tym idiocie Luke'u.
- Pytał się, czy James to twój chłopak... - uspokoiła się.
- Co?!
- Powiedział coś na wzór "To jej chłopak? Bo nie wiem czy jest powód żeby marnować moje ręce do przyłożenia mu" i po tym dodał jakieś sprośne uwagi, ale tego już nie wypowiem - wzruszyła ramionami jakby to nie było niczym ważnym. Ale dla mnie było i to bardzo. Tak właściwie to po co Luke'owi jakakolwiek wiedza o James'ie, i co najbardziej mnie męczy - o mnie? To niedorzeczne. Nie mam zamiaru się z nim zadawać, tym bardziej gdziekolwiek widywać. Przez jego zachowanie mam rozumieć tyle, że jest zwykłym chamem i prostakiem? Zdecydowanie.

***
Mieszkanie u Jamesa się opłaciło. Jestem tutaj już trzeci dzień i szczerze mówiąc bardzo szybko się tutaj zaaklimatyzowałam, inaczej niż u Megan, bo tam nie byłam chyba zbyt mile widziana przez jej matkę, która uważała, że mamy na siebie zły wpływ. Mieszkałam tam tylko dla tego, że nie miałam gdzie iść, a gdy interweniował ojciec przyjaciółki, mogłam spać tam przez miniony tydzień. Teraz jest o wiele lepiej. Mimo że nie mam za wiele pieniędzy to i tak dogadujemy się z Jamesem w sprawie rachunków. Przez czas, gdy nie znajdę pracy on sam będzie płacił. Wie w jakiej jestem sytuacji i szczerze jestem mu wdzięczna za to, że zaproponował mi dach nad głową. Takie osoby nazywa się prawdziwymi przyjaciółmi, bo wiem, że Megan pozwoliła mi u siebie mieszkać z przymusu.

Właśnie jemy niedawno zamówioną przez Jamesa pizzę, wraz z walającymi się wokół na kartonami wcześniejszych podobnych posiłków. Owszem, żadne z nas nie ma ochoty wynieść śmieci odkąd się tu wprowadziłam.
- Pasuje tu posprzątać - mruknęłam żując kawałek.
- Zrobimy to jutro - machnął ręką w geście jakiegokolwiek przejęcia panującymi tu warunkami. Okej przyznaję, że mieszkamy w chlewie. Po chwili milczenia chłopak poderwał się jak oparzony patrząc na mnie z iskierkami w oczach.
- Mam pomysł! - wykrzyknął szczęśliwy.
- Jaki?
- Nie musisz szukać pracy!
- Co masz na myśli?
- Ja będę pracował jak dotychczas, a tu będziesz się zajmowała domem, czyli sprzątała i w ogóle.
- James, muszę płacić za rachunki, idioto.
- NIE. Ustalmy, że ja będę płacił w zamian za to, że będziesz gotować i sprzątać.
- Nie zgadzam się, ja też spłacę te cholerne rachunki!
- Albo się zgodzisz albo stąd wylecisz - zaśmiał się. - Nie masz wyjścia, Aniołku.
Spiorunowałam go spojrzeniem, ale ostatecznie się zgodziłam.

________
Wiem, że brak akcji, dlatego postaram się to zmienić. Liczę na wasze komentarze z oceną, bo nie wiem czy opłaca się to ciągnąć dalej. Rozumiem jeśli ktoś nie che czytać tych wypocin, po prostu napiszcie co sądzicie.
Kocham Was! Do usłyszenia.

poniedziałek, 26 października 2015

Chapter Six

Stoimy ramię w ramię
Kiedy Twój cień krzyżuje się z moim.


Następny poranek mógł oznaczać tylko jedno. Poniedziałek. Znienawidzony dzień tygodnia wszystkich uczniów jak i nauczycieli. To nie tylko dzień, w którym zaczyna się straszliwy tydzień wszelakiej nauki, czy pracy. To też czas, gdy nagle mimo wszystkich przeciwności trzeba zmierzyć się z wstaniem z łóżka. Tak, to faktycznie najlepsze określenie. Pomijając to, że już nie miałam siły od wczorajszego spotkania z Lukiem, to jeszcze byłam skazana na ciągle trajkoczącą Megan. Naprawdę nie dawałam sobie rady.

Właśnie jechałam z przyjaciółką do szkoły. Opierałam się o szybę samochodu jej ojca, myśląc o rozmowie z Lukiem. Od wczoraj, przyłapywałam się, na ciągłym myśleniu o nim. Nie mam pojęcia dlaczego tak mnie zaintrygował. Okej, cofam to o czym właśnie pomyślałam. Luke jest zadufanym w sobie dupkiem, a do tego wszystko co powiem odbiera dwuznacznie.
W końcu dojechałyśmy do znienawidzonego przez nas miejsca. W pewnym momencie, siadając na ławce przed szkołą razem z Megan, zauważyłam jak mój rodzony brat idzie za szkołę, razem z jakimś chłopakiem. Nie zważając na to, co powie przyjaciółka od razu pobiegłam w tamtą stronę. Usłyszałam ściszone głosy. Jeden należał do mojego brata, a drugiego nie znałam.
- Masz te kluczyki? - mruknął chłopak w kapturze. Troy rzucił mu je do ręki i podał - jak na moje oko - sporą sumę pieniędzy. Zauważając, jak obydwoje kierują się do wyjścia przed szkołę, czym prędzej stamtąd uciekłam, na szczęście nie zostając zauważona przez żadnego z nich. Gdy wróciłam na ławkę, którą jeszcze przed chwilą dzieliłam z przyjaciółką - nikogo nie było.
- Olivia! - usłyszałam za sobą głos, dlatego z szybkością błyskawicy odwróciłam się, zauważając Troya.
- Czego chcesz? - mruknęłam niezbyt zadowolona jego obecnością. Ani trochę nie cieszyłam się z tego, że go widzę. Nie odezwał się do mnie ani razu, odkąd wyniosłam się z domu. Bolało mnie to, i dalej boli.
- Przepraszam, Liv - położył ręce na moich ramionach. - Wiem, że jesteś na mnie zła...
- A mam nie być? - przerwałam jego wytłumaczenie. Chłopak westchnął zrezygnowany. - No właśnie.
Nie patrząc nawet na to czy brat idzie za mną ruszyłam w kierunku szkoły. Nie było sensu z nim rozmawiać. Nie teraz.


- Oliviaaaaa - usłyszałam piskliwy głos mojej przyjaciółki.
- Hm? - odwróciłam się w jej kierunku.
- Musimy porozmawiać. Poważnie! - zapiszczała, co chociażby w małym stopniu mogłoby podrażnić moje bębenki, jednak w porę zdążyłam się odsunąć.
- Okej, więc o co chodzi? - spytałam zaciekawiona. Dawno nie widziałam Megan takiej rozpromienionej. Coś musiało się stać.
- Idziemy do starbucks'a, muszę ci coś opowiedzieć! - pociągnęła mnie w stronę wcześniej wspomnianej kawiarni.
Chwilę po wejściu i zajęciu miejsc, Meg poszła zamówić nam kawę, a ja zaczęłam rozmyślać ad tym co powiedziała.
"Musimy porozmawiać. Poważnie!"
"(...) muszę ci coś opowiedzieć!"
Nic z tego nie rozumiałam. Co ona mogła mi powiedzieć? Przecież wiem o niej dosłownie wszystko, ponieważ wszystko mi mówi. Chyba, że coś ukrywa. Chociaż ona nigdy nie wytrzymałaby nie mówiąc mi czegoś, zawsze mi wszystko mówiła.
- Mów, bo dłużej nie wytrzymam! - naskoczyłam, gdy tylko przyjaciółka zbliżyła się do stolika.
- No wiesz... - zaczęła, a moje serce nagle się zatrzymało. - Umawiam się z kimś od półtora miesiąca.
- CO?! - wstałam z nadmiaru emocji, nawet zostałam upomniana przez kelnerkę stojącą za ladą. - Czemu mi nie powiedziałaś?!
- Um... Jakoś nie było okazji - broniła się.
- Ale mogę go poznać, prawda? - zmieniłam swój ton głosu, teraz mówiłam do niej bardziej podekscytowana niż zła.
- Oczywiście, Olivia! - zaśmiała się donośnie. - W sobotę wieczorem może być?
W odpowiedzi pokiwałam ochoczo głową.
Moja przyjaciółka znalazła sobie chłopaka!

- Mam prośbę - znów usłyszałam głos Megan, tym razem bardziej zaniepokojony. O co tu chodzi? Ma humory jak kobieta w ciąży.
A może jest w ciąży?
Właśnie stwierdziłam, że jestem chora psychicznie.
- Co tym razem? - mruknęłam wpatrując się w ekran telefonu oraz pijąc miętową herbatę.
- Przyrzeknij, że odpowiesz mi na to pytanie - powiedziała podejrzliwym tonem, co nie powiem - wywołało u mnie dreszcze.
- Mhm - odpowiedziałam upijając kolejny łyk.
- Skąd masz tą malinkę na szyi? - wpatrywała się we mnie intensywnie, z powagą wymalowaną na twarzy. Zakrztusiłam się herbatą i zaczęłam kaszleć.
- Jaką malinkę?
- Olivia Elizabeth Ross.
- Powiem ci w swoim czasie, Megi - obiecałam.
Albo nie.



Kilka dni później nadszedł piątek. Kochałam ten dzień tygodnia. Weekend, co kilkutygodniowy wyścig. Moje ulubione zajęcie. Wreszcie nie musiałam siedzieć przed ekranem komputera, czy mojego telefonu, tylko wyszłam do świata realnego. Zaraz, nie powiedziałam, że tego chcę! To Troy dzwonił do mnie i prosił, żebym pojawiła się na dzisiejszym wyścigu. Zgodziłam się.
Ostatnim  razem, gdy widziałam Luke'a był poniedziałek, ponieważ odwoziłam jego samochód z naprawy pod jego dom. Później już więcej mnie nie napastował, czy nie wysyłał jakichś SMS'ów. Wreszcie czułam się nadzwyczaj bezpiecznie, a teraz przygotowywałam się na wyścig, który tym razem ma odbyć się przy starym tartaku. Staram się nie zawracać sobie głowy Lukiem, choć wiem, że też się pojawi, a myśleć o tym, że poznam chłopaka mojej przyjaciółki. Nie mogę się tego doczekać, bo Megan nigdy nie miała chłopaka i nigdy nie przedstawiała go nikomu, tym bardziej mnie czy swoim rodzicom.
Pół godziny później jechałam już z Troy'em jego samochodem na ulicę, gdzie mają odbyć się zawody. Moje serce jak zwykle biło przyspieszonym tempem, a w moich żyłach płynęła adrenalina pomieszana z krwią. Gdy dojechaliśmy, brat od razu podszedł do swojego najwierniejszego przyjaciela, czyli Dylana, mając mnie już głęboko w dupie. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, udałam się do Jamesa, który stał niedaleko i obserwował uważnie wszystkie elementy pod maską jakiegoś z zawodników.
- Cześć, James! - przywitałam się.
- O! Aniołek też jest! - zaśmiał się i mnie przytulił. - Podobno wyprowadziłaś się z domu?
- Dawno i nieprawda - uniosłam kąciki ust ku górze. - A tak serio, to faktycznie tak jest. Mieszkam chwilowo u Megan.
- Chwilowo? - uniósł brwi, a ja przytaknęłam. - No wiesz... jak chcesz to możesz się u mnie zatrzymać. Mieszkam sam, a mam dużo rachunków. Najwyżej dorzucałabyś parę groszy i już.
- Mówisz serio?
- Jasne.
- O nie, kocham cię James! - przytuliłam go.
- Wiem, wiem - wybuchnął śmiechem. - Możesz się wprowadzić nawet dzisiaj. Po wyścigu.
- Zgoda! - przybiliśmy "żółwika", po czym poszłam po piwo dla obojga z nas.

Szłam z alkoholem w stronę tłumu, gdzie zebrało się pół miasta (jak nie więcej) i szukałam wzrokiem Jamesa.
- Szukasz mnie? - usłyszałam za sobą znajomy głos, na który wzdrygnęłam się i zacisnęłam mocno powieki.
Luke.
- Czego chcesz? - warknęłam. Nie mam siły na rozmowy z nim, uwierzcie mi. Myślałam, że wyjechał... Miało być tak pięknie.
- Kulturalnie rozmawiam z przyjaciółką - uśmiechnął się, ukazując rząd swoich zębów.
- Nie jestem twoją przyjaciółką - syknęłam.
- Jeszcze - zaśmiał się cicho. - O popatrz kto idzie!
Odwróciłam się w stronę, w którą popatrzył blondyn. W naszą stronę szły cztery osoby. Rozpoznałam w nich przyjaciół Luke'a, dlatego starałam się nie patrzeć w tamtą stronę.
- Olivia? - usłyszałam ten rozpoznawalny piskliwy głos Megan.
- Meg? Co tu robisz?
- Przyszłam z moim chłopakiem. Calumem.
Czy ja śnię?

_
TAK OTO POWSTAŁ ROZDZIAŁ 6, który zajął mi więcej czasu niż się spodziewałam...
Do następnego skarby!

sobota, 26 września 2015

Chapter Five

"Ten człowiek był legendą, legendą swoich czasów
Kiedy był na imprezie, impreza nigdy nie umierała
Hej, każdy ma marzenia, więc co ty na to,
abyśmy stworzyli historię?"

Dzięki Bogu, udało mi się zamieszkać przez pierwsze dni u Megan. Jej rodzice nie mieli nic przeciwko, niestety pytali czy coś się stało. Powiedziałam, że pokłóciłam się z rodzicami, więcej szczegółów starałam się nie zdradzać. Mama wydzwaniała do mnie kilka razy dziennie przez pierwsze dwa dni, ale potem dała sobie spokój. Było mi przykro, że zrobiła to tak szybko, ale czego miałam się po niej spodziewać? Ja też byłam bezuczuciowym potworem. Robiłam to wszystko, wiedząc, że będę mieć problemy w szkole, tak samo jak i moi rodzice.
Teraz nie mogłam zawracać sobie tym głowy. Bardziej interesował mnie ostatni wyścig i prośba Luke'a, a raczej szantaż. Nie miałam innego wyjścia, jak się zgodzić na to co powiedział. Nie mogłam pozwolić na to, żeby mój brat dowiedział się o tym, że śledziłam blondyna. Zabiłby mnie wtedy przy pierwszej lepszej okazji, a chciałbym pożyć jeszcze z parę lat.

Siedziałam w kuchni razem z Megan przeglądając kolorową, modową gazetę. Mówiąc to, mam na myśli to, że ja tylko patrzę w obrazki, myślami będąc całkiem gdzieś indziej, a przyjaciółka zainteresowana czyta na głos tekst nawet nie zauważając, że jej nie słucham. Jest mi to na rękę, bo mogę w spokoju pomyśleć nad tym, co działo się ostatnio, a naprawdę dużo się wydarzyło w moim - o, ironio - jakże krótkim życiu. W tym samym momencie mój telefon zaczął wibrować, co oznaczało nową wiadomość.
Nieznany: Spotkajmy się dzisiaj o 18 przy Wall Street, dam ci klucze od samochodu.
Me: Będę.

No tak, przecież miałam spotkać się z Lukiem w sprawie samochodu. Tak, to był jego szantaż. Muszę teraz znaleźć kogoś, kto pomoże mi trochę podrasować tą maszynę. Zawsze najlepszy był w tym James, dlatego to do niego muszę iść. Przeprosiłam Meg i ruszyłam na górę w celu szybkiego przebrania się i wyjścia z domu.

Szybkim krokiem doszłam do domu kolegi i widząc go przy swoim garażu, bez zbędnych ceregieli spytałam:
- James, pomożesz mi? To ważne! - słysząc te słowa chłopak się zaśmiał.
- O co chodzi, Aniołku? - uśmiechnął się lekko, czekając na to co powiem. Przez dłuższą chwilę się nie odzywałam, musiałam przemyśleć, jak wyjaśnić brunetowi całą sytuację. Oczywiście nie wspominając o Luke'u. Po upływie kilkunastu sekund chłopak przeczesał ręką włosy i odchrząknął. - Liv, coś się stało?
- Co? Tak! To znaczy... w pewnym sensie - wyjaśniłam, ale widząc, że chłopak nie bardzo zrozumiał o co mi chodzi, kontynuowałam. - Podrasujesz mi samochód? Proszę!
- Po co? Przecież się nie ścigasz - zauważył, zdziwiony moją prośbą.
- Wiem, ale... - próbowałam wymyślić cokolwiek. - To ważne, James. Od tego zależy moje życie!
Bo zależało.
- No nie wiem - westchnął. - Powiedzmy, że się zgadzam.
- Tak! James! Dziękuję! - rzuciłam się brunetowi na szyję, a on objął mnie w pasie i przytulił. - Tylko jeszcze jedna prośba... Nie mów nic Troyowi, proszę!
- No dobra. Nic nie powiem - zaśmiał się i przybił ze mną tradycyjnego "żółwika''.
- Przywiozę samochód dzisiaj wieczorem, ok? - upewniłam się, a chłopak pokiwał twierdząco głową. - Do zobaczenia! - pomachałam mu jeszcze i zniknęłam za zakrętem.

Tak jak obiecałam temu idiocie, równo o godzinie osiemnastej pojawiłam się na Wall Street. To znaczy, nie wiedziałam dokładnie gdzie mamy się spotkać, dlatego szłam przed siebie nie myśląc o niczym innym, jak o tym, że Luke nie może mnie juz zaszantażować. Doszłam do wniosku, że jednak może, bo przecież mógł wszystko przekazać mojemu bratu, a wtedy nie byłoby ze mną dobrze. Usłyszałam za sobą szmer, więc kierowana odruchem, odwróciłam się. Nikogo nie było. Zdziwiona znów obróciłam twarz przed siebie i nie spodziewanie przede mną wyrósł nie kto inny jak Luke Hemmings we własnej osobie.
- Cześć, skarbie - uśmiechnął się zadziornie z zamiarem pocałowania mnie na powitanie, ale ja, mając przy sobie resztki rozumu, szybko odepchnęłam blondyna ręką.
- Masz kluczyki? - zapytałam prosto z mostu, nie myśląc teraz o niczym innym, niż ucieczka stąd.
Blondyn podał mi upragniony przedmiot wraz z pieniędzmi.
- Nie chcę twojej kasy - zaprotestowałam z zaciśniętą szczęką. On mi jeszcze raczył dać pieniądze?!
- To za pomoc, weź - puścił mi oczko i nachylił się, aby wyszeptać mi coś do ucha. - No chyba, że wolisz inną formę zapłaty - mówiąc to przygryzł płatek mojego ucha.
W mgnieniu oka odepchnęłam Luke'a.
- Kutas - mruknęłam, na tyle głośno, że chłopak mnie usłyszał.
- Wyrażaj się, księżniczko - blondyn objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie tak, że stykaliśmy się ciałami. - Bo będziesz potem żałować.
Nie wyrywałam się, wiedziałam, że nie dam rady. Luke jest na tyle silny, że nawet trzydziestolatek nie dał sobie z nim rady. Wiedziałam to od samego początku. Nie przewidziałam jednak, że chłopak zacznie całować moją szyję. Składał na niej mokre pocałunki, a ja się nie opierałam. Okej, przyznaję się, że mi się to podobało. Wydałam z siebie cichy jęk aprobaty czując, jak blondyn przyssał się w jednym miejscu do mojej skóry. Potem pocałował to miejsce i przeszedł do moich warg. Wtedy wróciłam na ziemię. Przecież on zrobił mi malinkę!
- Luke! Przestań! - krzyknęłam, a chłopak zaśmiał się i mnie puścił.
- Wiedziałem, że nie będziesz się opierać - dotychczasową ciszę wypełnił jego głos.
- Pieprzony dupek! - powiedziałam do siebie, gdy Luke już odszedł w inną stronę.
Zauważyłam, że swój samochód zostawił niedaleko, po drugiej stronie jezdni, dlatego szybkim ruchem przeszłam przez nią, potem wkładając kluczyki do stacyjki i jak najszybciej odjeżdżając z tego miejsca. Po drodze przeszukałam samochód w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o Hemmingsie. Jedyne co znalazłam to pudełko prezerwatyw i paczka papierosów wraz z zapalniczką. Okej, czego ja się spodziewałam, że tam znajdę?
Po niecałych dziesięciu minutach dojechałam pod dom Jamesa, a tam zostawiłam samochód. Wróciłam do mojego tymczasowego domu z zamiarem wzięcia prysznica, a potem pójścia spać. Moje plany zepsuł jeden SMS.
Nieznany: Słodkich snów, skarbie xx
Ponieważ zasnęłam z myślą o NIM.

Hej, kochani!
Jak szkoła? U mnie niesamowicie strasznie. Ale popatrzymy na to inaczej: Bliżej do następnych wakacji! :D
Nowy rozdział już tu jest, mam nadzieję, że się spodobał! Zachęcam do komentowania, bo straaasznie chcę poznać wasze opinie na jego temat! :) Komentarz, który najbardziej mi się spodoba (dotyczący rozdziału) to dedykacja (w następnym rozdziale) dla osoby, która go napisze!
Słodkich snów, moje duszyczki! :* Do następnego!

Przeprosiny i wyjaśnienia

Cześć wszystkim!
Dawno mnie tu nie było, prawda? Niestety, czy też stety - czuję się zobowiązana wyjaśnić Wam to wszystko co działo się ze mną przez cały ten czas, czyli ponad miesiąc. Wow, to faktycznie długo. Jednak za nim zacznę chciałabym was bardzo przeprosić, bo wiem, że niektórzy czekali na rozdział, a jego nie było. Nie uprzedziłam was, chociaż sama wiedziałam, że przez 2 tygodnie nowa część się nie pojawi. Na początku wyjechałam na wakacje, dlatego też nie było mnie ponad tydzień i nie miałam po prostu czasu. Następnie nawiedziła mnie choroba chyba każdej pisarki, zwana brakiem weny. Potem zaczęła się szkoła, nauka i nie daję rady. Jednak znalazłam czas na napisanie tej notki i mam nadzieję, że chociaż trochę mi ulży po napisaniu jej, bo będziecie wiedzieli co, i dlaczego. Chyba tyle moich marnych wyjaśnień. Jeszcze raz was bardzo przepraszam! Postaram się napisać w wolnym czasie kilka rozdziałów do przodu. Tak więc od razu zacznę, a następna część pojawi się niedługo. Do zobaczenia kochani! :)

środa, 12 sierpnia 2015

Chapter Four

Czy to prawda, że tego chcesz?
Jeśli tak to zachowuj się jakby ci zależało
Ze wszystkimi patrzącymi
To prawda albo wyzwanie, czy czujesz to?

(Rozdział dedykowany lovelycaro, która pod ostatnim rozdziałem napisała mi bardzo miły komentarz ;) Naprawdę poprawiłaś mi nim humor kochana :) Mam nadzieje, że jeszcze będę mogła poczytać twoje wspaniałe komentarze ;* xx)

Dzień zaczął się z pozoru całkiem normalnie. Obudziłam się jak zwykle głaszcząc czule telefon w niemym błaganiu o kolejne pięć minut drzemki punktualnego jak śmierć budzika. Jednak budzik nie ma uczuć o czym przekonałam się już nie raz, dlatego też zrezygnowana postanowiłam wstać. Dzielnie walczyłam z grawitacją, dopóki do pokoju wszedł - jak zwykle bez pukania - mój brat.
- Czego znowu? - warknęłam pod nosem widząc jego uśmiechniętą buźkę.
- Dzisiaj wyścig! - powiedział wesoło unosząc ręce ku niebu.
- Zacznijmy od tego, że rodzice przyjeżdżają - przewróciłam oczami, bo widziałam jak w tym momencie Troy macha ręką jakby go to w ogóle nie interesowało i prycha cicho.
- Wyjadą szybciej niż przyjadą! - zaśmiał się.
- Ty czegoś nie rozumiesz, braciszku. - powiedziałam szorstko. - Nie będę mieć wesoło jak się tu pojawią rodzice.
- Znowu? - zawył.
- Nie denerwuj mnie i wyjdź! - krzyknęłam, a Troy w mgnieniu oka zniknął z pokoju.

Musiałam się zastanowić, co mam teraz robić. Wiem, gdzie mieszka ten cały Luke, ale nie mam o nim informacji. Żadnych. Jedyne czego się dowiedziałam to jego nazwisko - Hemmings. W jednej chwili wpadłam na pewien pomysł. Muszę iść do Dylana i wykraść mu te informacje. To jest jedyne wyjście z tej sytuacji, ale nikt nie może się o tym dowiedzieć. No chyba, że... Megan! Ona jedyna musi mi pomóc, bo przecież przyjaciółce się nie odmawia. Uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem na chwile zapominając o tym, że za chwilę w domu mają pojawić rodzice. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Przerywając swoje rozmyślania podbiegłam do drzwi otwierając je na oścież. Co tu robi Luke?
- Księżniczko, mam do ciebie sprawę - powiedział opierając się o framugę drzwi. Co on w ogóle robi? Jak Troy go zobaczy to chyba mnie ukatrupi! Nie wspominając o blondynie. Zaraz... czy on nazwał mnie księżniczką? Znowu?
- Nie - od razu zaprzeczyłam. Nie mogę wplątać się w żadne interesy, a szczególnie z nim.
- Poczekaj, jeszcze nie skończyłem - mówił nad wyraz spokojnie. Nie przerwałam mu. - Potrzebuję cię dosłownie na chwilę.
- Powiedziałam nie. - powtórzyłam zniechęcona. Nie chciałam już go słuchać.
- Nie wiem, czy wiesz, ale twój braciszek w każdej chwili może się dowiedzieć, że mnie śledziłaś, skarbie. - i tu mnie miał.
- Dobra, czego chcesz? - warknęłam zdenerwowanym głosem.
- Wiedziałem, że jesteś rozsądna Ross.
- Do rzeczy! - przerwałam, a chłopak zaczął mówić.

***
Chcąc, czy nie w końcu musiał nadejść czas na przyjazd rodziców. Nie ukrywam,  nie było mi to na rękę, bo miałam za dużo spraw na głowie. Musiałam przygotować samochód Troy'a do wyścigu, który nawiasem mówiąc miał być dzisiaj, a moi rodzice nie mogli się o tym dowiedzieć. Tak samo jak mój brat o dzisiejszej wizycie Luke'a, czy moim śledzeniu blondyna. Najważniejsze było to, że nie mam o nim żadnych informacji, które pomogłyby znaleźć jego słaby punkt. Wtedy Troy spokojnie mógłby wygrać wyścig.
Nie rozmyślając juz właściwie nad niczym, mój brzuch dał o sobie znać. Nie jadłam nic od śniadania, a przecież dochodzi już godzina siedemnasta. Chwilę po skonsumowaniu posiłku usłyszałam huk drzwi frontowych. To oznaczało tylko jedno - rodzice już wrócili.
- Co miał znaczyć ten telefon dyrektora do nas?! - naskoczyła na mnie rodzicielka. Tata zaczął ją uspokajać, jednak nawet to nie pomagało. - Po co ci to było? Musisz się tak zachowywać?! - krzyczała prawie na cały dom.
- O! Już jesteście! - zza rogu wyłonił się mój zaspany brat. Miałam ochotę teraz parsknąć śmiechem. Mama jednak nie przejęła się powitaniem syna, bo skupiła się teraz na mojej osobie.
- Zacznij się uczyć dziecko, bo nic nigdy nie osiągniesz!
- Nie muszę nic osiągnąć, by być szczęśliwą. - syknęłam.
- Do pokoju! - krzyknęła, prawdopodobnie na cały dom. Mimo to nie przejęłam się jej tonem głosu. Do czasu...
- Może jeszcze mam się wyprowadzić, co?! - ups, chyba dolałam oliwy do ognia. - Wtedy miałabyś spokój, prawda? Chyba o to ci chodziło!
- Uwierz mi na słowo, miałabym święty spokój! - wydzierała się, a do moich oczu napłynęły łzy. Nie powstrzymywałam ich, właściwie to chciałam, aby rodzicielka wiedziała, jaką przykrość mi wyrządziła swoimi słowami. Nie zwracając uwagi na brata stojącego we framudze drzwi, pobiegłam do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Gdzieś w głębi szafy znalazłam niewielką walizkę, do której zaczęłam pakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Nie miałam zamiaru zostać dłużej w tym domu, tym bardziej gdy kręci się tu moja mama. Dzisiaj wyścig, a ja musiałam na nim być, dlatego niewiele myśląc wyszłam z domu trzaskając frontowymi drzwiami. Gdzie mogłam pójść? No właśnie, w tym tkwił cały problem, bo nie miałam zielonego pojęcia. Jedyną i najbardziej rozsądną opcją jest Megan, która pewnie cieszyłaby się na to, że u niej zamieszkam. Sama kiedyś pytała, czy kiedyś razem zamieszkamy, dlatego nie widziałam żadnych przeszkód żeby do niej iść. Wiele już nie myśląc tak zrobiłam.

*
Nie powiem nic na temat rozdziału, bo wiem, że zawaliłam. Planowałam od początku taki obrót spraw, ale całkiem nie wyszło. Jednak wiem, że długo nie dodawałam rozdziału, więc dodaję. Ugh, jak on mi się nie podoba! Napiszcie co myślicie, bo szczerze mówiąc nie mam już nic do powiedzenia. Buźka!

poniedziałek, 27 lipca 2015

Chapter Three

"Bo gdy ogień już bucha sam z sobie wysoko,
z tą drugą osobą możesz przeciwstawić się mrokom.
Lecz gdy nadejdzie późna godzina,
I nikt z dwojga nie ma już siły by ogień podtrzymać,
Zaczną się warty, a jak na jednej zaśniesz...
Wtedy ognisko wasze zgaśnie."
("W związku z tym")

Przez następne dni nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas moje myśli powracały do ostatniego wyścigu i zachowania chłopaków. Nigdy przede mną niczego nie ukrywali, a wręcz przeciwnie. Teraz widzę, że coś jest na rzeczy, a Troy chodzi nieopisanie znudzony, smutny. Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Wypytywałam go o to nie jeden raz. Nie chciał mi nic powiedzieć, tylko mnie zbywał. Miałam już tego kompletnie dość i przez tą całą sytuację chodziłam zła. Odzywałam się do brata tylko wtedy, gdy naprawdę rozmowa dotyczyła codziennych spraw takich jak: "Jest coś w lodówce?", Pójdziesz na zakupy?". Nieunikniona była też konwersacja z Dylanem, który tak jak Troy zachowywał się co najmniej podejrzanie. Udawałam, że nie interesuje mnie ta cała sytuacja na wyścigach, mimo moich pytań do chłopaka po zakończeniu ostatniego wydarzenia. Jednak znając mojego brata, na pewno zdążył już powiedzieć szatynowi o tym, że wypytywałam właśnie jego o zawodnika. Mimo wszystko nie zrozumiałam co się z nimi stało. Starłam się zachowywać normalnie, co niekoniecznie mi wychodziło.

- Wiesz, o co chodziło Troy'owi? - spytałam zirytowana, próbując przerwać gadaninę Megan o nowych chłopakach w naszej szkole. Niestety ona jest jak budzik - żeby ją wyłączyć potrzeba się naprawdę namęczyć (przynajmniej w moim przypadku). Moje próby zaprzestania jej potoku słów zazwyczaj były marne, ale jeżeli chodziło o coś naprawdę ważnego lub "przystojnych chłopców" naprawdę potrafiła słuchać uważnie, a czasami nawet doradzić. - Meg, słuchasz mnie?
- Oh, tak. - powiedziała całkowicie poważnie. Bez owijania w bawełnę, znam ją zbyt długo i wiem kiedy kłamie. Popatrzyłam na nią morderczym wzrokiem i dopiero wtedy dodała. - No ok, nie słuchałam, przepraszam. Powtórzysz?
- Olivia! - usłyszałam głos za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Jamesa, który już dyszał ze zmęczenia. Oj, słabą ma kondycję. - Wow, szybko chodzicie.
- Co jest? - spytałam. Chłopak widząc moją zaciekawioną minę widocznie został zachęcony do dalszej wypowiedzi, bo po chwili kontynuował.
- Musisz mi pomóc, Liv. - zaczął, ale mimo mojej ciekawości przerwałam.
- Coś za coś. - uśmiechnęłam się chytrze.
- No dobrze. - zgodził się. - Mów.
- Pomożesz mi w zdobyciu informacji. O nowym zawodniku, który na ostatnich wyścigach nie dojechał do mety. - wyjaśniłam. Nie ukrywam, miałam wielką nadzieję, że się zgodzi.
- Nie, Olivia. - zgromił mnie wzrokiem. - Możesz w końcu przestać interesować się tym wszystkim? Daj sobie spokój, proszę.
Popatrzyłam na niego nic nie rozumiejąc. Co się z nimi dzieje do cholery?! Dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć?
- O co ci chodzi? Nie poznaję cię James! - prychnęłam. - Ok, nie chcesz mi pomóc to nie.
Jak najszybciej ruszyłam w stronę sali od biologii. Nie uniknęłam jednak natrętnych spojrzeń innych dziewczyn. Przyzwyczaiłam się do tego, że większość z nich po prostu mi zazdrości. Sama nie wiem czego. Zachowują się tak od gimnazjum, co w sumie mi wcale nie przeszkadza. Biedne, nawet nie wiedzą, że to właśnie dzięki nim jestem w centrum uwagi.
Po chwili usłyszałam wibracje w telefonie. No tak, gdy jestem w szkole zawsze go wyciszam. Na wyświetlaczu pojawił się napis "Mama".
- Słucham? - odebrałam.
- Cześć Olivia. - usłyszałam surowy ton po drugiej stronie. Jeszcze nigdy nie była tak zdenerwowana.
- Cześć Mamo. - przywitałam się spokojnie. Niszczyło mnie to od środka. - Coś się stało?
- Wracamy jutro. Musimy porozmawiać o twoim zachowaniu.
Ups.
- Nie rozumiem. - kocham udawać.
- Och, naprawdę? - dobry sarkazm, Mamo. Jesteś w tym coraz lepsza! - Wszystkiego dowiesz się na miejscu.
Po chwili pożegnała się i rozłączyła.
Z doświadczenia jestem pewna, że nie będzie wesoło, gdy w domu pojawią się rodzice. Faktycznie, zazwyczaj dawali mi trochę więcej luzu i raczej nie ingerowali w moje wybryki podczas pobytu w liceum. Kiedyś było inaczej, ale jak wiadomo nie wszystko jest tak jak chcemy. Szczerze mówiąc takie życie mi pasuje. Nie chcę nic w nim zmieniać, nie potrzebuję tego.

***

- Słuchasz mnie, Liv? - usłyszałam cichy głos przyjaciółki. Nie, nie słucham.
- Przepraszam, zamyśliłam się - powiedziałam zgodnie z prawdą. Nie miałam nawet siły słuchać Megan, która gada od kilku minut jak najęta o nowym chłopaku, którego poznała dzisiaj rano przed szkołą.
- Ten chłopak z wyścigu, tak? - zachichotała.
- Ni...
- Panno Jackson, proszę do tablicy - po całej sali rozległ się ochrypły głos nauczyciela. Widząc minę osłupiałej przyjaciółki wstającej z krzesła zaczęłam zakrywać dłonią usta, aby stłumić śmiech. Ta tylko zgromiła mnie wzrokiem i lekko się chwiejąc w końcu doszła do biurka pana Marshalla.
W jednym momencie do sali wparowało dwóch chłopaków. Pierwszy - blondyn, o głębokich niebieskich oczach powędrował do ławki tuż za mną, a drugi niewysoki szatyn pomachał wesoło do Megan stojącej przy tablicy. Nauczyciel przywitał ich swoją standardową przemową, a oni mogli wreszcie usiąść na miejscu.
Przez resztę lekcji czułam na sobie palący wzrok któregoś z nich. Mimo to, nie odwracałam się.
Przez większość czasu w szkole męczyło mnie, skąd mogę kojarzyć tych chłopaków. Na pewno ich już gdzieś widziałam. Nie wiem tylko gdzie.

Po skończonych zajęciach w szkole czekałam na Troy'a, który miała po mnie przyjechać. Miał kupić jakieś części do warsztatu, a potem wstąpić do mojej szkoły, by mnie odebrać. Jednak czekałam już piętnaście minut i brat dalej się nie pojawiał. Chyba się przejdę.
- No proszę! Moja księżniczka we własnej osobie! - usłyszałam za sobą. Po chwili chłopak przystanął obok mnie.
- Znamy się? - chciałam się upewnić. Popatrzyłam w stronę wysokiego blondyna i... To przecież on! Miałam się o nim czegoś dowiedzieć, bo nikt nie był tak łaskawy, żeby mi cokolwiek powiedzieć. Jak mogłam go nie rozpoznać, przecież siedział za mną na lekcjach.
- Ostatni wyścig - naprowadził mnie, aj przytaknęłam. Oczywiście, że go kojarzę. - Luke - przedstawił się po kilku chwilach podając mi rękę.
- Olivia - lekko uścisnęłam dłoń chłopaka, jednak poczułam prąd i z błyskawiczną szybkością wyrwałam swoją z uścisku. Nie powiem, był zdziwiony.
- Muszę lecieć, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - puścił mi oko i odszedł w nieznanym mi kierunku. Przecież chodzi do tej samej szkoły co ja, wiadomo, że się jeszcze zobaczymy.

Mimo mojej własnej woli poszłam za chłopakiem, a właściwie to go śledziłam. Musiałam się czegoś o nim dowiedzieć, a skoro nikt nie chciał mi pomóc byłam zdana na samą siebie. Wiedziałam też, że skoro czekam prawie dwadzieścia minut na Troya, to i tak już nie przyjedzie. Nigdy się tak nie spóźniał, więc prawdopodobnie zapomniał po mnie przyjechać. Dla mnie to lepiej, prawda?
Można by powiedzieć, że Luke przez te całe dziesięć minut, gdy wracał ze szkoły strasznie się wlókł. Nie odpowiadało mi to, ale co mogłam zrobić? No właśnie nic. Dlatego musiałam w skupieniu obserwować każdy jego ruch. Na moje szczęście nie mieszkał aż tak daleko, więc uwinęłam się dość szybko z dojściem za nim. W pewnym momencie blondyn, będąc już przy garażu - prawdopodobnie swojego domu - przystanął.
- Ładnie to tak kogoś śledzić? - odwrócił się w moją stronę, a mi zdawało się, że w tym właśnie momencie cała płonę.

__________________________
Przepraszam Was bardzo, za moją długą nieobecność, czyli ponad trzy tygodnie... Postaram się poprawić, obiecuję! :) Tak, czy inaczej jak rozdział? Mnie średnio się podoba. Wydaję mi się, że nie wyszła ta rozmowa z Jamesem. Co myślicie?
Czekam na opinie :)
PS Postaram się pisać dłuższe rozdziały, bo z doświadczenia wiem, że nikt nie lubi czytać takich krótkich ;p
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ