niedziela, 15 listopada 2015

Chapter Seven

Więc obudź
Swoje śpiące serce


Mówiąc, że jestem zdziwiona to mało powiedziane. Moja szczęka w tym momencie prawdopodobnie dotykała ziemi. Patrzyłam na Megan jakby była nie z tego świata. Czy ona mi tego nie mogła wcześniej powiedzieć?!
- C-Co? - moje oczy wyglądał pewnie jak pięciozłotówki.
- Miałam ci go przedstawić juro, ale skoro widzimy się już dzisiaj... - zaświergotała, po czym pocałowała chłopaka. - Musimy też poważnie pogadać. Nie mówiłaś, że chodzisz z Lukiem.
- CO?! - wydarłam się. - Ja z nim nie chodzę! To ten idiota łazi za mną jakiś miesiąc i nie chce dać mi spokoju! - ryknęłam wskazując ręką na Hemmings'a.
- Kochanie, uspokój się - wspomniany blondyn przerzucił rękę przez moje ramiona. Szybko jednak ją strzepnęłam.
- Nie denerwuj mnie - warknęłam na niego. - Chodź, wrócimy do domu - tym razem powiedziałam do przyjaciółki.
- Za chwilę wyścig, poczekamy aż się skończy - uśmiechnęła się.
- Po wyścigu idziemy do ciebie po moje rzeczy. Przeprowadzam się, nie będę ci siedzieć na głowie.
- Olivia! Nie siedzisz mi na głowie, zwariowałaś?
- Nie ważne, nie chcę wam przeszkadzać - prychnęłam.
- Gdzie masz zamiar się przeprowadzić?
- Do James'a - wzruszyłam ramionami.
- Okej, czyli wolisz mieszkać z chłopakiem niż ze swoją najlepszą przyjaciółką od urodzenia? - parsknęła śmiechem.
- Możemy porozmawiać na osobności zamiast przy nich? - zdenerwowałam się, niespecjalnie zwracając uwagę na słowo "chłopak", które mogło zabrzmieć co najmniej dwuznacznie.
- Jeśli chcesz ze mną porozmawiać to przy nich. Ufam im.
Teraz to ja się roześmiałam. Ona znała tego całego Calum'a i jego przyjaciół jakiś miesiąc i już zaczęła im ufać? No proszę, ludzie...
Na szczęście w porę przyszedł James ratując mnie z tej chorej sytuacji.
- Cześć, Megan - przywitał się lekko uśmiechając, a dziewczyna odpowiedziała mu tym samym. - Idziesz, Liv? Zaraz zaczynamy zabawę.
- Jasne - zaśmiałam się, a brunet objął mnie w pasie i wreszcie udało mi się opuścić całą piątkę.
Ku mojemu zaskoczeniu wyścig wygrał nie ktoś inny jak Luke Hemmings we własnej osobie. Mam nadzieję, że nie muszę mówić, jaki wściekły był mój brat, ale nie tylko on, bo i ja byłam zła. Na szczęście potem już nie musiałam oglądać jego cholernej buźki, której miałam naprawdę dość. Tak na marginesie to wolałam trzymać się od niego z daleka.
I tak ci się nie uda.
Ugh, nienawidzę mojej podświadomości.

Późnej nocy już po wyścigu szłam razem z Megan do jej mieszkania po swoje rzeczy. Na kilka kilometrów można było wyczuć jej złość, która unosiła się w powietrzu. Jednak brunetka niewzruszona nadal twardo stąpała po ziemi jakby nic się nie stało. Wiedziałam, że za chwilę wybuchnie. Przyjaciółka zawsze była jak tykająca bomba, w każdej chwili mogły puścić jej nerwy i wierzcie lub nie - nie byłoby to  w żadnym stopniu przyjemne, a wręcz przeciwnie. W takich momentach jak ten, zaczynam współczuć ludziom, którzy musieli być w takiej sytuacji, w jakiej ja miałam znaleźć się dosłownie za moment.
Po przekroczeniu progu domu, dziewczyna jak przypuszczałam naskoczyła na mnie.
- Więc o co chodzi, hm? Jesteśmy same, teraz możesz mówić - prychnęła.
- Po co? I tak mi nie uwierzysz! Przecież ufasz bardziej temu skurwielowi niż mi! - zaczęłam wpychać rzeczy do swojej walizki.
- Nie nazywaj tak mojego chłopaka! - warknęła wściekła.
- Nie mówię o nim tylko tym idiocie Luke'u.
- Pytał się, czy James to twój chłopak... - uspokoiła się.
- Co?!
- Powiedział coś na wzór "To jej chłopak? Bo nie wiem czy jest powód żeby marnować moje ręce do przyłożenia mu" i po tym dodał jakieś sprośne uwagi, ale tego już nie wypowiem - wzruszyła ramionami jakby to nie było niczym ważnym. Ale dla mnie było i to bardzo. Tak właściwie to po co Luke'owi jakakolwiek wiedza o James'ie, i co najbardziej mnie męczy - o mnie? To niedorzeczne. Nie mam zamiaru się z nim zadawać, tym bardziej gdziekolwiek widywać. Przez jego zachowanie mam rozumieć tyle, że jest zwykłym chamem i prostakiem? Zdecydowanie.

***
Mieszkanie u Jamesa się opłaciło. Jestem tutaj już trzeci dzień i szczerze mówiąc bardzo szybko się tutaj zaaklimatyzowałam, inaczej niż u Megan, bo tam nie byłam chyba zbyt mile widziana przez jej matkę, która uważała, że mamy na siebie zły wpływ. Mieszkałam tam tylko dla tego, że nie miałam gdzie iść, a gdy interweniował ojciec przyjaciółki, mogłam spać tam przez miniony tydzień. Teraz jest o wiele lepiej. Mimo że nie mam za wiele pieniędzy to i tak dogadujemy się z Jamesem w sprawie rachunków. Przez czas, gdy nie znajdę pracy on sam będzie płacił. Wie w jakiej jestem sytuacji i szczerze jestem mu wdzięczna za to, że zaproponował mi dach nad głową. Takie osoby nazywa się prawdziwymi przyjaciółmi, bo wiem, że Megan pozwoliła mi u siebie mieszkać z przymusu.

Właśnie jemy niedawno zamówioną przez Jamesa pizzę, wraz z walającymi się wokół na kartonami wcześniejszych podobnych posiłków. Owszem, żadne z nas nie ma ochoty wynieść śmieci odkąd się tu wprowadziłam.
- Pasuje tu posprzątać - mruknęłam żując kawałek.
- Zrobimy to jutro - machnął ręką w geście jakiegokolwiek przejęcia panującymi tu warunkami. Okej przyznaję, że mieszkamy w chlewie. Po chwili milczenia chłopak poderwał się jak oparzony patrząc na mnie z iskierkami w oczach.
- Mam pomysł! - wykrzyknął szczęśliwy.
- Jaki?
- Nie musisz szukać pracy!
- Co masz na myśli?
- Ja będę pracował jak dotychczas, a tu będziesz się zajmowała domem, czyli sprzątała i w ogóle.
- James, muszę płacić za rachunki, idioto.
- NIE. Ustalmy, że ja będę płacił w zamian za to, że będziesz gotować i sprzątać.
- Nie zgadzam się, ja też spłacę te cholerne rachunki!
- Albo się zgodzisz albo stąd wylecisz - zaśmiał się. - Nie masz wyjścia, Aniołku.
Spiorunowałam go spojrzeniem, ale ostatecznie się zgodziłam.

________
Wiem, że brak akcji, dlatego postaram się to zmienić. Liczę na wasze komentarze z oceną, bo nie wiem czy opłaca się to ciągnąć dalej. Rozumiem jeśli ktoś nie che czytać tych wypocin, po prostu napiszcie co sądzicie.
Kocham Was! Do usłyszenia.

1 komentarz:

  1. Pisz dalej to co piszesz jest genialne i chętnie bym czytała dalej ;)

    OdpowiedzUsuń